Mieli zamordować wszystkich. Dlaczego Niemcy pozostawili 9 tys. świadków zbrodni w Auschwitz?

Mieli zamordować wszystkich. Dlaczego Niemcy pozostawili 9 tys. świadków zbrodni w Auschwitz?

Dodano: 
Auschwitz-Birkenau w 1945 roku
Auschwitz-Birkenau w 1945 roku Źródło:Wikipedia
Niewiele brakowało, by w styczniu 1945 roku Niemcy wymordowali wszystkich więźniów Auschwitz. SS-mani musieli jednak nagle zmienić swoje plany.

Gdy nie było już żadnych wątpliwości, że Armia Czerwona lada dzień będzie pod bramami Auschwitz, Niemcy przyspieszyli zacieranie śladów zbrodni. Esesmani wysadzali komory gazowe i krematoria, palili dokumentację, a także baraki i magazyny. Więźniowie byli pewni, że Niemcy wymordują też wszystkich świadków ich zbrodni. Gdy jednak sowieccy żołnierze dotarli w końcu do Auschwitz, zastali za drutami ok. 9 tys. więźniów. Jakim cudem ci ludzie przeżyli?

„Niemcy nie chcieli zostawić świadków. Esesmani mieli zamiar wymordować wszystkich, którzy nie byli w stanie wyjść z obozu w tzw. kolumnach ewakuacyjnych. Zaskoczyło ich jednak tempo ofensywy Armii Czerwonej, która parła do przodu, by jak najszybciej zająć Wrocław – tłumaczy w rozmowie z „Historią Do Rzeczy” dr Piotr Cywiński, dyrektor Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. I dodaje: – W całej Europie żadna z armii nie zboczyła ze swojego szlaku, żeby wyzwolić jakiś obóz. Wszystkie były wyzwalane „po drodze”. Nie inaczej było z Auschwitz. Esesmani musieli się wynosić z obozu prędzej, niż przypuszczali. Tej operacji towarzyszyła panika, niektóre grupy esesmańskie wracały potem do Auschwitz i próbowały dokończyć dzieło zniszczenia. Spośród tych ok. 9 tys. więźniów ok. 700 nie doczekało wyzwolenia. Zginęli oni w ostatnich dniach przed wyzwoleniem w egzekucjach, zmarli z głodu, chorób lub zimna”.

Wkroczenia żołnierzy sowieckich doczekali głównie ciężko chorzy, którzy nie byli w stanie dołączyć do kolumn ewakuacyjnych. Wśród pozostałych po ewakuacji ok. 9 tys. więźniów znajdowało się kilkaset dzieci, w tym grupka „dzieci Mengelego”.

Josef Mengele

W obozie panował głód, chorzy byli w zasadzie pozostawieni samymi sobie. W tym najbardziej krytycznym momencie z pomocą ruszyli mieszkańcy tamtych terenów.

„Okoliczna ludność bardzo pomogła ocalonym, choć ci ludzie sami byli w bardzo trudnej sytuacji – okoliczne wioski zostały przecież zniszczone, by mógł tam powstać obóz, a wielu mieszkańców Oświęcimia straciło mieszkania na rzecz niemieckich specjalistów pracujących w kompleksie obozowym – mówi dr Cywiński. – Pomoc ze strony miejscowych była bardzo ważna w pierwszych krytycznych dniach po wyzwoleniu, kiedy trzeba było zapewnić więźniom jedzenie. Miejscowi brali też do swoich domów dzieci z obozu, a następnie – jeżeli to było możliwe – starali się pomóc w odszukaniu ich rodziców”.